Koterski w zasadzie robi przez całe życie jeden film, o tym samym bohaterze, rozpisany na wiele odsłon, scenariuszy i aspektów jego życiorysu i osobowości. Jednak nie sposób uniknąć wrażenia, że dopiero w "Dniu świra" utrafił w sedno - scenariusz jest arcydziełem, muzyka doskonała, obsada znakomita, choć i tak prawdopodobnie największą rolę odegrała tu zmiana aktora - ze słabego Pazury, który jest średnim komikiem wodewilowym, na doskonałego, dojrzałego Kondrata. Wszystkie inny filmy o Miauczyńskim, wcześniejsze i późniejsze, robią wrażenie wprawek, przypisów do "Dnia świra". Są lepsze i gorsze, ale wszystkie stanowią zaledwie tło.